Skoro dokonaliśmy już, wcześniej wspomnianego, zestawienia naszych umiejętności z wymaganiami na stanowisko, o które się ubiegamy, kolejnym krokiem powinno być faktyczne przećwiczenie kwestii i zaznajomienie się z podstawowymi technikami autoprezentacji. W końcu, jak ktoś kiedyś słusznie zauważył – pierwsze wrażenie robi się tylko raz.
Niezależnie od tego, jak banalnie to brzmi, już pierwsze sekundy mogą w mniejszym lub większym stopniu zaważyć o ewentualnej decyzji pracodawcy. W tej kwestii eksperci z branży rekrutacyjnej są zgodni – najlepszym połączeniem jest zauważalny optymizm, umiejętność przejrzystego formułowania myśli oraz umiarkowana(!) pewność siebie i własnych umiejętności. Tyle jeśli chodzi o cechy charakteru. A co z niewerbalnymi środkami wyrazu?
Wierzcie lub nie, ale doświadczeni rekruterzy wiedzą wszystko o mowie ciała. Drobne, nawet pozornie niezauważalne gesty są w stanie ujawnić, że nie mówimy prawdy lub, że staramy się coś ukryć. Pierwsza i jednocześnie najważniejszą zasada brzmi – trzymaj ręcę z dala od swojej twarzy! Nerwowe drapanie się w głowę, szyję, uszy czy policzek to podstawowe błędy zwracające uwagę rekruterów. Jeżeli zobaczą, że wykonujesz któryś z tych gestów w trakcie odpowiedzi na pytanie, domyślą się, że masz coś do ukrycia lub, że po prostu kłamiesz. Wówczas będą drążyć dany temat, aż upewnią się, że się nie mylili. Uwierzcie – oni naprawdę wiedzą jak to robić.
Kolejną sprawą jest ton naszego głosu. Specjaliści twierdzą, że wyższe tony (poza tym, że są nieprzyjemne dla ucha) często wskazują na zdenerwowanie rozmówcy. Podobnie rzecz się ma w przypadku zbyt szybkiego mówienia. W trakcie rozmowy kwalifikacyjnej powinniśmy więc mówić w tempie umiarkowanym, odpowiadając na pytania precyzyjnie i jednoznacznie. Jeżeli obawiamy się, że nasza odpowiedź była zbyt krótka, możemy spytać naszego rozmówcę, czy w jego odczuciu jest ona wystarczająca.